Captain America: The First Avenger
Ciekawy film, a właściwie niezła bajeczka
To też się tu kwalifikuje?

Powiadają, że żołnierz z wojny wraca z tarczą lub na tarczy. Kapitan Ameryka nie wiadomo, jak z niej wrócił...
Film obejrzałem dopiero niedawno i mam co do niego mieszane odczucia. Nie powiem, zachęcił mnie po części temat (a lubię bardzo tematy science-fiction powiązane z II WŚ), po części poprzednia wersja filmu, a po części komiksy o Kapitanie Ameryce.
O fabule nie ma co się rozwodzić, każdy wie mniej więcej, o co chodzi.
Film został stworzony dość ciekawie, jest sporo plusów, m. in. ukazanie USA lat 40., szkolenia i mentalności ludzi. Ciekawie było do odbicia przez Kapitana Amerykę jeńców - potem zaczynało wiać nudą i w sumie obraz podupadł.
Ale po kolei, moje zarzuty.
1) W filmie nie brakuje pewnych zgrzytów historycznych - mimo, że jest to film, opowiadający kompletnie fikcyjną historię, takie drobne niedociągnięcia jednak rażą. Należą do nich np. gazety, trzymane przez rekrutów na początku filmu, mówiące o wydarzeniach, które już były i to dość dawno (U-Booty u wybrzeży USA - styczeń 1942) lub, które dopiero się wydarzą (odbicie przez Niemców Żytomierza - listopad/grudzień 1943). Podobnie w kinie - kronika filmowa jest zlepkiem z 1942 i z 1944 roku (widać dużo zdjęć z Normandii). Kolega Steve'a, sierż. Barnes ma na mundurze naszywki z Wietnamu, podczas II WŚ nie istniała 107. DP w US Army, a Amerykanie w listopadzie 1943 roku nie byli w Innsbrucku w Austrii.
2) Gdzie w tym filmie są Niemcy? Klasycznymi przeciwnikami Kapitana Ameryki podczas II WŚ byli hitlerowcy - wystarczy zobaczyć do komiksów czy poprzedniej wersji filmu. Tutaj mamy do czynienia z aż trzema oficerami SS, umundurowanymi jak na przedstawienie w teatrze, którzy zostają zamordowani przez Schmidta. Widzimy ich konstrukcje (np. Triebflugel, którym ucieka Schmidt, czy skrzydło braci Horten w powiększonej wersji na końcu), ale żołnierzy w mundurach Wehrmachtu czy SS po prostu nigdzie nie ma, a widz odnosi wrażenie, że USA nie walczą z Hitlerem, tylko Hydrą.
A Hitler i Rzesza oczywiście pozwala na istnienie zbuntowanego ośrodka na jego tyłach...
3) Kapitan Ameryka dobiera sobie zespół, ale do końca filmu nie dowiadujemy się kto konkretnie w nim jest, jak się nazywa, ani w jaki sposób wybierał ich Rogers. Po prostu są i tyle - ale taka niekonsekwencja jest nieco odczuwalna.
4) Zastanawia mnie, jak tak szybko Hydra zdołała uzbroić wszystkich swoich żołnierzy w moc Teseraku? Na początku filmu widzimy żołnierzy Hydry, wyglądających niemal identycznie z żołnierzami Wehrmachtu, w kolejnych sekwencjach mamy futurystycznie wyglądających komandosów, uzbrojonych w karabinki plazmowe. I Hydra nie używa czegoś tak trywialnego, jak silniki na paliwo czy broń palna, tylko używa wręcz laserów.
No wyszło to bardzo tak sobie...
5) Zastanawia mnie, jaki sens miało zastosowanie na końcu tego bombowca i latających bomb z pilotami. Czy Hydra, potrafiąca używać Teseraku, nie potrafiłaby wystrzelić rakiety balistycznej, która dosięgłaby USA, tylko musiałaby poświęcać ludzi w misji samobójczej, w dodatku w samolocie bez żadnej eskorty? Dlaczego na pokładzie samolotu było tylko 8 pilotów-kamikaze i Czaszka? Brzmi to już irracjonalnie.
6) Końcowa bitwa z żołnierzami 107. DP (umundurowanymi zresztą byle jak) - jak żołnierze Hydry, posiadający kamizelki kuloodporne i karabinki zdolne rozwalić człowieka w drobny mak, mogą dać się pokonać zgrai żołnierzy, wyglądających przy nich co najmniej archaicznie?
7) Końcowe poszukiwania. Skoro Stark i agentka Carter potrafili odnaleźć Teserak na dnie oceanu, to czemu nie potrafili odnaleźć samolotu wielkości boiska piłkarskiego, leżącego na śniegu na lądzie (zwłaszcza, że Stark był ponoć najlepszy pilotem)? Dlaczego Kapitan Ameryka z niego nie wyszedł? Jeśli stracił przytomność - to po paru godzinach by się ocknął.
Plusem filmu jest też nienachalne eksponowanie wątku miłosnego - pokazano go dobrze - istnieje, kwitnie, ale nie rzuca się w oczy.
Końcowa scena jest zgodna z poprzednią wersją - Kapitan Ameryka faktycznie trafił na Arktykę, gdzie zahibernował na długi okres (poprzednio wylądował tam na latającej bombie). No i ocknięcie się Rogersa po 70 latach - tu nie powiem, szkoda mi się go zrobiło...
Minusem jest też nieco zbyt nachalne zaproszenie do oglądania ''Avengers''.
Ogólnie film jest dobry, ale arcydziełem też na pewno nie jest. Z czystym sumieniem mogę mu wystawić 7/10.
Moja recenzja, a właściwie wytknięcie tego, co mi się nie podobało.