Od początku miałem wrażenie, że ten temat to opóźniona bomba zegarowa. Chciałoby się powiedzieć jedno - historia zatacza koła. Już kiedyś na tym forum wywiązała się niejedna podobna dyskusja.
Kolegów z nowej grupy, ani nie krytykuję, ani nie chwalę - nie widziałem sytuacji, więc się w Waszej kwestii nie wypowiadam.
Natomiast wracając do dyskusji dotyczącej braków, debiutów i zwracania uwagi na szczegóły w świecie rekonstrukcji osobiście uważam, że jeśli w takim świecie pojawia się nowa osoba (sztuk JEDEN) w niekompletnym szpeju i dochodzi do istniejącej już wcześniej grupy, to traktowany jest tam bardziej pobłażliwie. Przyjmuje się go do siebie, bo widzi się w nim potencjał i zarazem dopuszcza się wtedy pewne braki, bo wiesz, że je szybko nadrobi. Jest to zdecydowanie lepsza sytuacja, niż gdyby pojawiła się cała grupa z podstawowymi brakami.
Dlaczego?
Odpowiedź jest bardzo prosta - każda grupa czy to nowa czy stara rządzi się swoimi prawami, ma swoje przekonania, takie mongolskie teorie. Pojedynczego osobnika oduczysz pewnych rzeczy, masz na niego oko, z nieoszlifowanego diamentu robisz z niego brylant, a grupy już nie nakierujesz na właściwy tor, nie wybijesz z głowy, że robią coś źle. I tu nie chodzi, że my mamy jakieś widzimisie co jest dobre, co złe i musimy komuś dosłownie dojebać, zmieszać z błotem i wykląć na 10 pokoleń do przodu. NIE! Chodzi o to co pisali przedmówcy - o szacunek dla munduru, dla ludzi którzy go nosili i w nim ginęli.
To nie jest tak, że tylko my zauważamy i pokazujemy pewne błędy - robią to również koledzy (i o zgrozo dla nas płci brzydkiej także koleżanki) po fachu, którzy odtwarzaja inne formacje czy armie.
Dlaczego oni tego nie robią tak często jak my?
Otóż sami mają wystarczająco dużo spraw na swoim podwórku, na którym muszą pilnować porządku. Dla przykładu - sam mam znajomych we Wrześniu, którzy znają temat US (co ciekawe jest kilka elementów u nas, które się przenikają).
Wstyd straszny jak musisz się tłumaczyć przed nimi i innymi ludźmi z działań innych grup. Ludzie spoza rekonstrukcji nie dostrzegają podziału na grupy - wrzucają wszystkich do jednego worka. Jeden wybryk, którejś z grupy i arrivederci rekonstrukcjo w Polsce.
Uważam, że co jak co, ale Artura należy słuchać, nawet jeśli czujecie się urażeni. Z biegiem czasu przyniesie to same pozytywne skutki. Sam mu wiele zawdzięczam i doceniam jego rady.
Na koniec pozwolę sobie przytoczyć jego słowa odnośnie rekonstrukcji: "nie ma minimum, jest tylko nieosiągalne maximum", do którego mimo to trzeba wytrwale dążyć.
Pozdrawiam i Życzę sukcesów
PS.
Ja też nie rozumiem co złego w kopiach. D-Day tym bardziej nie jest wyznacznikiem rekonstrukcji ostatecznej.
