przez Baniak » Wt sty 25, 2011 2:25 pm
Wyszukane z "Żołnierza Polskiego" (nr 8 z 1939 r., s. 190):
Melduję, że dziś o trzeciej rano wybuchnął pożar w posesji do Jana Karmenadla hipotetycznie należącej.
Według pogłosek pożar powstał albo naumyślnie albo przez wypadek bawiących się zapałkami dzieci.
Zawiadomienie o pożarze nastąpiło przepisowo przez wołanie o pomoc, łunę i dzwonienie w kościele. Sikawka
oraz wóz z wodą początkowo zmyliły drogę do ognia, gdyż z powodu nocy było na ulicy ciemno. Właściciel
będący w mowie palącej się posesji, nie czynił na własną rękę żadnych kroków do początkowego gaszenia,
gdyż nie miał przygotowanej do tego wody, a i nie było go wtedy w domu, podczas wypadku z ogniem.
Miejsce pożaru było wystarczająco oświetlone przez dwie latarnie. Ogień nie czekając na nikogo palił się coraz
więcej i zajął już całą posesję, gdy przystąpiono do ratunku, lecz z powodu zepsutej kiszki nie można było
dojść z sikawką do pożaru, aby wężem doprowadzić wodę, więc polewano pożar czym się dało i wodą
ochotnych dziewcząt przynoszonych wiaderkami i różnym naczyniem z niedalekiej studni. Ogień po wypaleniu
skończył się, wiec po ugaszeniu przystąpiono do ratowania mebli i ludzi o ile by takowi znajdowali się w
pogorzelisku. Wyratowano komodę i krowę, która została w zamieszaniu nocy skradziona przez nieznanego
złoczyńcę. Poszukiwania za krową w toku. Żona właściciela uratowała z ognia tylko gołe życie w jednej
koszuli, albowiem tak późny pożar zbudził ją podczas snu w łóżku śpiącą. Jeden ze straży doznał ciężkiego
poparzenia ucha, albowiem takowe nieprzepisowe wystawało spod hełmu. Drugi ze straży nie uczestniczył w
pożarze, albowiem chwilowo bawił w areszcie. Powyższy pożar udowodnił raz jeszcze, że dom dla straży
ogniowej powinien stale znajdować się jak najbliżej miejsca pożaru.
(podpisano) Kropelka, pisarz gminny.